43 nowych księży w diecezji
W sobotę 29 maja grupa 43 alumnów WSD w Tarnowie przyjęła w tarnowskiej katedrze święcenia kapłańskie. Wśród wyświęconych neoprezbiterów jest aż 6 z Powiśla Dąbrowskiego. Ponad dwustu młodych ludzi z tarnowskiego seminarium oczekuje na podobną uroczystość w najbliższych latach. Grzegorz Brożek z Tarnowskiego "Gościa Niedzielnego" rozmawia z kilku tegorocznymi absolwentami seminarium.
Pełna lista tegorocznych neoprezbiterów, wyświęconych w sobotę :
1. Marcin Baran, Dębica
2. Jan Bartoszek, Bruśnik
3. Darusz Brzegowy, Szczucin
4. Paweł Brzyk, Jasień Brzeski
5. Robert Ciastoń, Łososina Dolna
6. Piotr Cichoń, Janowiec
7. Grzegorz Dziedzic, Łososina Górna
8. Piotr Fela, Dąbrowa Tarnowska
9. Tomasz Franczak, Limanowa
10. Grzegorz Franczyk, Łącko
11. Piotr Furmański, Bochnia
12. Maciej Górak, Lipnica Murowana
13. Łukasz Gruchała, Rajbrot
14. Wojciech Janczura, Zabrzeż
15. Szczepan Juda, Szczucin
16. Paweł Kaim, Tylmanowa
17. Wojciech Karpiel, Nowy Sącz
18. Łukasz Kicka, Okulice
19. Paweł Kita, Tymbark
20. Piotr Kluza, Bogumiłowice
21. Stanisław Kłyś, Pustków-Osiedle
22. Marcin Kozioł, Krościenko
23. Roman Łagosz, Limanowa
24. Piotr Mączka, Uście Solne
25. Leszek Michalik, Żeleźnikowa
26. Mariusz Mikołajczyk, Grywałd
27. Józef Mirek, Mogilno
28. Dariusz Nowak, Gumniska
29. Tomasz Rąpała, Nowy Sącz
30. Andrzej Rogóż, Borzęcin
31. Mariusz Sacha, Jaworsko
32. Piotr Siemek, Grybów
33. Artur Sitko, Jasień
34. Rafał Słomba, Pustków-Osiedle
35. Adam Sroka, Żyraków
36. Janusz Stachoń, Wojakowa
37. Krzysztof Szczygieł, Mikluszowice
38. Tomasz Szewczyk, Żegocina
39. Sławomir Szyszka, Żabno
40. Jan Świętek, Samocice
41. Andrzej Wilk, Zasów
42. Michał Zieliński, Łomnica
43. Grzegorz Zimoń, Szczucin .
Jedną nogą na politechnice
Janusz Faltyn ze Szczawy 22 maja tego roku przyjął święcenia diakonatu. "Przed maturą jedną nogą i połową drugiej byłem na Politechnice Krakowskiej. Wszystko w moim życiu było już właściwie zaplanowane. Znajomi i bliscy wiedzieli co będę robił. A tymczasem nastąpiła nagła zmiana" - wspomina dziś. Przełomową dla jego decyzji wstąpienia do seminarium była pielgrzymka do Częstochowy. "Miałem też takie przekonanie, że nawet gdybym nie wybrał seminarium to wcześniej czy później Bóg skłoniłby mnie do tego, aby tu przyjść" - zauważa. Ernest Knap ze Szczurowej, dziś kleryk 3 roku, w ogóle nie miał iść do seminarium. "Jeszcze w liceum nigdy bym nie pomyślał, że tu będę. Od początku interesowałem się biologią, fizyką, chemią. W maju miałem wypełnione podanie na medycynę w Collegium Medicum w Krakowie" - mówi. 1 lipca 2001 r. zjawił się jednak na egzaminach wstępnych do WSD. "Medycyna to był mój głos, moja wola" - ocenia dziś swe wybory sprzed kilku lat. Bóg chciał inaczej. "Pierwszy raz o kapłaństwie jako o potencjalnej mojej drodze życia pomyślałem na rekolekcjach dla lektorów w Ciężkowicach, kiedy zetknąłem się z kilkoma ówczesnymi klerykami i ojcem duchownym z seminarium" - wspomina Krzysztof Kamiński z Kamionki pod Nowym Sączem, dziś już diakon. Egzaminy zdawał jednak dopiero w drugim terminie. "Długo się zastanawiałem" - przyznaje. Jednak i jego przykład pokazuje, że kiedy Bóg kogoś wzywa na swoją służbę, to czyni to skutecznie. "Mamy nawet w seminarium jednego księdza profesora, który ponoć bronił się dość wytrwale przed namawiającym Bogiem prosząc w modlitwie, aby Pan uchronił go przed ciężarem powołania. Myślę, że przez fakt, że swe rozterki uczynił przedmiotem modlitwy świadczy, że myślał o kapłaństwie, że tak naprawdę był to głos serca" - zauważa Ernest Knap.
Nie należał, a jednak wstąpił
Trudno jest rzeczowo rozprawiać o tajemnicy ludzkiego powołania, a zwłaszcza tak szczególnego, jak powołanie kapłańskie, bo nie ma w nim jakiejś matematycznej kalkulacji, a tylko specyficzny Głos i wola serca. Alumni zgodnie przyznają, że myśl o "byciu księdzem" pojawiała się w ich życiu i znikała. Janusz Faltyn opowiada, że we wczesnym dzieciństwie "parał się" jakby zabawowym naśladowaniem księży: "odprawiał" sobie niby nabożeństwa, głosił kazania. Potem jednak - poza normalnym uczestnictwem w życiu sakramantalnym i liturgicznym - cała jego współpraca z Kościołem polegała na współredagowaniu gazetki parafialnej. Ministrantem ani lektorem nie był. Nie należał do żadnej grupy apostolskiej, a jednak trafił do seminarium. Doświadczenie pokazuje, że czynne uczestnictwo w życiu Kościoła sprzyja budzeniu i budowaniu się powołania, choć zaangażowanie rodzi się nieraz w bólach. "Ministrantem nigdy nie byłem, choć później zostałem lektorem. Na katechezie ksiądz mnie i mojego kolegę postawił do kąta za niewłaściwe zachowanie. Po lekcji jakby na przekór zgłosiłem się do służby przy ołtarzu. Gdybym przez 6 lat nie był lektorem, to nie wiem czy dziś byłbym w seminarium. W ogóle mógłbym być kimś zupełnie innym" - wyznaje Daniel Prokop z Bochni, kleryk II roku. Jest jednak coś, co zaważyło na jego wyborach. "Znakiem dla mnie było świadectwo życia pewnego księdza. Niektórzy kapłani nie zachowują się jak powinni. To zraża ludzi. Są jednak i prawdziwi świadkowie. Postawa jednego z nich pomogła mi podjąć decyzję" - dodaje. Podobne doświadczenia mają i inni moi rozmówcy przygotowujący się do kapłaństwa.
Znaki właściwego wyboru
Odczytanie głosu powołania to - bez dwóch zdań - wielkie wyzwanie dla każdego. Indywidualny wysiłek w tym względzie uwieńczony decyzją to dopiero połowa drogi. Krzysztof Kamiński wyjaśnia, że wstąpienie do seminarium nie jest równoznaczne z tym, że się zostanie księdzem. "Każdy tu przychodzi żeby się jakoś spróbować" - mowi. Klerycy szukają co dzień ciągłego potwierdzenia właściwego wyboru. Jak przynają są symptomy, znaki, choć nie zawsze zewnętrzne o tym świadczące. "Takim znakiem - jak myślę - jest to, że ja chcę tu być: że świadomie i dobrowolnie chcę być w seminarium, chcę się formować, uczyć, chcę być z tymi ludźmi i nic mi w seminarium nie przeszkadza. Są przypadki, że klerycy spełniają wymogi regulaminu, są w porządku, ale myślą tylko o wakacjach, o wyjściu stąd. Myślami są gdzie indziej. To jest chyba znak, że może nie wybrali właściwie" - zastanawia się Ernest. Są także znaki zewnętrzne, równie znaczące. "Jest nim choćby fakt, że księża przełożeni, reprezentanci Kościoła, nie mają wobec nas jakichś zarzutów" - dodaje Ernest Knap.
Problemy z dzwonieniem
Idąc za głosem powołania w zgodzie ze swoim sercem oraz regulaminami przygotowując się do kapłaństwa klerycy napotykają i trudności, niekiedy duże, przynajmniej w ich subiektywnym rozumieniu. Dla jednych zewnętrzna aktywność klerycka (pomoc w domach pomocy społecznej, świetlicach dla dzieci, szpitalach, etc) jest jakby przedłużeniem godzin spędzonych na adoracji Najświętszego Sakramentu, przedsmakiem duszpasterstwa, sposobem na poznawanie i doświadczanie pastoralnych realiów współczesności. Inni zauważają w tym pokusę "akcyjności". "To wszystko jest bardzo dobre, tylko że w seminarium powinniśmy się przede wszystkim duchowo jak sprężyna, aby dopiero wtedy, kiedy Kościół uzna nas za godnych tego - dla pożytku wiernych" - zauważa Krzysztof Kamiński. Rytm i porządek dnia w seminarium wyznaczany jest rozlegającymi się dzwonkami: na modlitwę, na lekturę duchową, na rozmyślanie, etc. Jak mówią alumni może się zdarzyć, że kleryk tak przyzwyczai się do tego rytmu dzwonków, że czynności na które wzywa czyni niemal mechanicznie. "Może być, że idąc na Anioł Pański do modlitwy podchodzi się nieomal rutynowo. W takiej sytuacji trzeba się brać w garść, trzeba się mobilizować, ciągle na nowo szukać świeżości w sobie" - zauważa Krzysztof Kamiński. Zatem pobyt w seminarium to walka ze samym sobą, ze swoimi słabościami. Rytm dzwonienia ma aspekt pozytywny i klerycy to dostrzegają. "Kiedyś na plebanii w moim pokoju nie będzie tego dzwonka, który by mi przypomiał np. o nawiedzeniu Najświętszego Sakramentu. W seminarium pewne rzeczy muszą zatem wejść w krew" - twierdzi Ernest.
Szkoła samowychowania
Klerycy przyznają, że seminarium duchowne to poza zdobywaniem wiedzy szkoła samowychowania. Krzysztof Kamiński wspomina zajęcia z lektury duchowej, na których padły dane, że 70% księży, którzy odeszli z kapłaństwa z różnych powodów przyznaje, że mieli autentyczne powołanie, tylko go zaniedbali. "Powołanie nie jest kwestią tylko tego, że coś się czuje, że słyszy się głos w sercu. Każdy z nas na początku tylko coś czuł. Potem przychodzi czas weryfikacji tego głosu, czyli praca, którą trzeba podjąć" - tłumaczy. "To, że ktoś odchodzi z seminarium nie oznacza, że już na wstępie podjął złą decyję, że źle trafił. U podstaw takiej decyzji leżą zazwyczaj dwie przyczyny. Jedna to ta, że na jakimś etapie kleryk zaniechał pracy nad sobą" - dodaje Ernest. Drugim powodem odejścia jest rozeznanie, że droga kapłańska nie jest jego drogą, że Bóg przeznaczył mu inne powołanie. Nigdy jednak czas spędzony w seminarium nie jest czasem straconym. Ci, którzy zostają wiedzą, że łaska powołania, jaką Bóg daje jest zawsze taka sama. Sposób, w jaki człowiek otwiera się na tę łaskę i co z nią zrobi może być różny. "Sami musimy od siebie wymagać, nie tylko wtedy, kiedy będą od nas wymagać przełożeni" - mówi diakon Kamiński. To jednak, czy rzeczywiście to czynią jest poddane ocenie Kościoła.
Klerycy, tak w przygotowaniu do kapłaństwa jak i w nim samym, główną siłę do zmagania się z własnymi słabościami jak i wytrwałości w powołaniu upatrują w pielęgnowaniu modlitewnej więzi z Chrystusem. Jeżeli w troce o dobre powolania chcemy im pomóc, to jest to właściwy oręż dla wszystkich, pozostających poza murami seminarium...
Źródło: TGN
Przejdź do strony Wydziału Geodezji e-Puap
Przejdź do strony Elektroniczna Platforma
Usług Administracji Publicznej CEIDG
Przejdź do strony Centralna Ewidencja i Informacja
o Działalności Gospodarczej Przejdź do strony Dziennik Województwa
Małopolskiego Przejdź do strony Dziennik Ustaw
dziennikustaw.gov.pl Przejdź do strony Monitor Polski
monitorpolski.gov.pl Przejdź do strony Program ochrony powietrza
dla województwa małopolskiego Przejdź do strony Baza teleadresowa
podmiotów i organizacji pozarządowych realizujących
oddziaływania wobec osób stosujących przemoc w rodzinie
w Dąbrowie Tarnowskiej
ul. B. Joselewicza 5